Ostatnie przygotowania do wyjazdu. Siedzę w pracy przewalając sterty papierów, odpowiadając na ostatnie maile i domykając tematy. Odliczam dni.
Z zamyślenia wyrywa mnie dzwonek telefonu.
Poszukiwanie aparatu zajmuje mi chwilę. O, jest wreszcie. Wibracje dochodzą spod segregatora.
Dzwoni Sławka. Odbieram.
W słuchawce słyszę informację, która mnie przewraca pod biurko. Wiedziałam, że nie będzie prosto, wiedziałam!!! Otóż Sławka właśnie mówi mi o tym, że znalazła buty do ślubu. Usiłuję przekazać jej, że już ma buty do ślubu. W odpowiedzi dowiaduję się, że te cudowne, piękne, wypatrzone i wymarzone buty są też różowe. A jakże. Blado różowe, prawie nude. Myślę, co zrobić by jednak zniechęcić Sławkę do zakupu nowych butów.
Widzę jak szef zbliża się w moim kierunku, a ja tutaj rozprawiam o butach, różowych. Muszę działać szybko.
– No to je sobie kup. A do ślubu założysz różowe. Te które już masz. Pamiętasz? – rzucam do słuchawki i w napięciu czekam na odpowiedź.
– No to cześć – słyszę.
I po rozmowie…
Zastanawiam się, czy Sławka kupi sobie nowe pantofle? Już o tym rozmawiałyśmy. Zawsze może mieć zapasowe. Widzę jej determinację. A mnie zaczyna brakować argumentów. Ale o czym ja w ogóle myślę?! Nie ma opcji, do ślubu tylko fuksja – TYLKO!!! Choćby i Sławka miała się do mnie nie odzywać. 😉