Budzę się. Leżę dłuższą chwilę. Wokół cisza. Koty wyczuły, że nie śpię. Wskakują na łóżko i domagają się odsłonięcia rolety. Spuszczam ją do połowy okna. Mam wrażenie, że obudziłam wszystkie ptaki w okolicy, a ich wrzask postawi na nogi, pogrążony w półśnie, kemping.
Sięgam po telefon. Odpalam wiadomości. Nicea. Potrzebuję świeżego powietrza. Ubieram się. Zabieram ręcznik, szampon i szczotkę do włosów. Wychodzę.
Jest około 9tej. Temperatura na zewnątrz nie przekracza 14 stopni. Powietrze stoi w miejscu. Nie jest mi zimno. Jest jasno i cicho. Ktoś spaceruje z psem. Ktoś krząta się w pobliskim namiocie. W drzwiach budynku mijam się z panem. Jest w krótkich spodenkach i niesie na sobie zapach męskiego żelu. Uśmiechamy się do siebie i jednocześnie mówimy „hello”.
Kiedy z umytą, mokrą głową wracam, mimowolnie lustruję tablice rejestracyjne aut, kamperów i przyczep. Nie znajduję litery F. Słychać pierwsze rozmowy.
– Biorę aparat. Będę za chwilę – mówię do Marcina. Dziewczyny jeszcze nie wstały.
– Ok. Zacznę nas zwijać pomału.
Dostrzegam oświetlony pas startowy. Ruszam w jego kierunku.
Ruch jest coraz większy. Na tyłach naszego kampera chłopiec karmi wróble, ku uciesze obu kotów, które przez tylne okno obserwują widowisko. W kamperze obok, pani wytrzepuje kołdrę po nocy. Dokładnie tak samo jak wczoraj wieczorem. Po stronie kierowcy i pasażera, w oknach, wiszą u niej doniczki ze sztucznymi kwiatami. Na stoliku stoją ramki ze zdjęciami. Pani nie lubi kotów. Dwa kampery dalej, starsza pani, w dresie i skarpetkach, je śniadanie. Skręcam w prawo, tuż obok dwóch psów uwiązanych do przyczepy. Kątem oka dostrzegam kobietę, która w głębi namiotu karmi maleństwo piersią. Przed namiotem stoi głęboki wózek, na który próbuje wejść mały szkrab, niewiele wyższy niż krzesełko do karmienia, które stoi tuż za nim.
Ląduje samolot. Wracam. Na kempingu ruch jak w ulu. Większość przyjechała wczoraj i wyjedzie dzisiaj.
Pierwsze auto opuszcza kemping. Jacyś chłopcy grają w piłkę. Ktoś pakuje rowery na bagażnik. Ktoś uzupełnia wodę w kamperze. Nasze dziewczyny karmią wróble. Zjadamy śniadanie. Myję naczynia i pakuję wszystko ciasno do szafek. Zrzut szarej wody. Kawa. Dzień dobry wysłane synowi komunikatorem. I w drogę. Dziś ocean.
Wieczorem zagram w badmintona. Jutro rano przeczytam o zamachu stanu w Turcji.