Aż szkoda, że nie zostajemy dłużej na duńskim kempingu. Jest na wypasie, a dziewczyny nie zaliczyły żadnej atrakcji. Wyjeżdżamy o 9:30 i celujemy, aby być na półtorej godziny przed startem promu.
Check-in, ustawienie w kolejkę przebiegają bardzo sprawnie. Dostajemy kartkę z info, że jadą 4 osoby, koty i że mamy butle z gazem. Marcin zabiera dziewczyny, aby zobaczyły jak będziemy przekraczać granicę.
– W sumie to należało się tego spodziewać – mówi Laura. – biorąc pod uwagę położenie Norwegii. Ale nie wpadłam na to, że to będzie prom – uśmiecha się.
Z ciekawości wychodzę zobaczyć, ile tych kamperów się ustawiło.
Łącznie są 33 linie. W każdej kilkanaście pojazdów. Na trochę ponad godzinę przed wypłynięciem zajęte są linie do 23 i 4 ostatnie. W ostatnich stoją same ciężarówki. Idę zamienić dwa słowa z Polakami, których mijaliśmy na drodze. Panowie jadą na wyścigi motorowodniaków. Obiecuję trzymać kciuki.
Jeszcze tylko sprawdzenie czy butla z gazem zakręcona, naklejka na drzwi i można wjeżdżać.
Oboje jesteśmy zaskoczeni, jak dobrze zorganizowany jest wjazd na prom. Na całe szczęście okazuje się, że wewnątrz nie trzeba zawracać. Zamykamy koty w ich transporterach. Na drzwiach, od wewnątrz , wieszamy pojemniki z wodą i idziemy zająć miejsca na promie.
Prom ma 9 poziomów, z czego dla pasażerów dostępne są 3 najwyższe.
3 godz 45 minut mijają jak z bicza strzelił.
Obiad, zwiedzanie promu, wizyty w sklepach i na horyzoncie pojawia się Norwegia.