Teraz już na temat, w odpowiedzi na pytania, które otrzymujemy 😉
Ludzie.
Norwegowie są bardzo otwartymi ludźmi. To z reguły oni inicjowali większość rozmów. Żyje im się dobrze, co „widać, słychać i czuć”. To bardzo się przekłada na wysoką kulturę na drogach. Przez trzy tygodnie nikt nie zajechał nam drogi, nie zatrąbił, nie wyprzedzał na trzeciego. Żadnej stresującej sytuacji, no poza tą ze sztuczką trolli 😉 Dla tych, którzy nie znają tej historii, oto i ona, w telegraficznym skrócie.
„Jak się dwa kampery, na zwężeniu drogi, pukną lusterkami, to należy… wyjść z auta, pozbierać wkłady lustrzane, zidentyfikować własne, wsadzić na miejsce, potem jeszcze szejking hand z drugim kierowcą, który robi to samo i można jechać dalej ;)”
Norwegowie z chęcią opowiadają też o sobie i dzielą się wiedzą w temacie podróżowania po ich kraju. I tu anegdota. Byliśmy w drodze na Atlantic Ocean Road. Zatrzymaliśmy się w Vestnes, w poszukiwaniu sklepu z wyposażeniem dla kamperów. Potrzebowaliśmy nowych podkładów poziomujących, bo zakupione na pierwszym kempingu w Niemczech, plastikowe, odmówiły współpracy (ok, były tanie). Kilku Norwegów chwilę debatowało po czym, zgodnie, wskazali sklep pod drugiej stronie mostu. W „Loviknes Caravan Import A.S”, przesympatyczna właścicielka doradziła, który produkt jest dla nas najlepszy. Szybko też dostrzegła kota za szybą samochodu, co sprawiło, że rozmowa zeszła na tory niehandlowe. W którymś momencie wzięła kartkę i zaczęła notować, co koniecznie powinniśmy zobaczyć w okolicy. Nr 1 na liście – Atlantic Ocean Road.
– Jedziemy tam jutro – powiedziałam.
– O jaka szkoda – zasmuciła się Norweżka. – Pogoda – zawiesiła głos.
– O nie – jęknęłam prawie. Jeszcze dziś rano sprawdzałam, że ma być ładnie i słonecznie.
– No właśnie – pokiwała głową z dezaprobatą. Tam się jedzie jak wieje i jest sztorm. Wtedy fale przewalają się przez most. To dopiero są widoki!
Parsknęliśmy śmiechem z Marcinem.
– A my tak celujemy, żeby trafić na ładną pogodę.
Widoki były cudne, mimo ładnej pogody 🙂 Zobaczcie sami.
Pogoda.
Pogodę można opisać jednym słowem – skandynawska ;). Jedna ciekawostka, którą odnotowaliśmy, to kwestia odczuwania temepratury. W drugim tygodniu podróżowania, przy 15stu stopniach nie odczuwaliśmy chłodu biegając z mokrymi głowami, a przy 18stu szybko wskakiwaliśmy w krótkie rękawy. Przez 3 tygodnie mieliśmy 3 dni, kiedy padało od rana do wieczora. Mieliśmy również 3, w pełni słoneczne dni. I tu podróż kamperem okazała się niezastąpiona. Pada? No to jedziemy. Przestało padać – szukamy kepmingu. Po powrocie czytałam, że tak deszczowego lipca w Bergen i okolicach nie było od 20stu lat…
Pieniądze.
Zacznijmy od kepmingów. Ceny od 80 – 180 zł za kampera i 4 osoby, z podłączeniem do prądu. Prysznic – najdrożej 5 zł za 3 minuty (Mazury podobno nie są tak tanie ;)).
Jedzenie jest sporo droższe niż w Polsce, z pewnymi wyjątkami – pakowany łosoś i krewetki scampi w Remie1000 są tańsze niż w Polsce i dużo smaczniejsze. Nie notowałam cen, ale z tego co pamiętam:
– chleb – od 6 – 18 zł za duży bochenek, z tym, że uczciwie należy powiedzieć, że drugiego czy trzeciego dnia, smakował dokładnie tak samo jak zaraz po zakupie
– mała bułka, zamówiona w sklepie na kempingu – 4zł
– ser żółty – od 12 zł wzwyż za 20 dkg
– jogurty – najtańsze 5 zł
– pizza w restauracji – 130 zł – my się najedliśmy w czwórkę
Oczywiście jak się jedzie kamperem, to się robi zakupy przed wyjazdem i zabiera ze sobą. Cośmy zresztą uczynili (jak przystało na warszawskie słoiki). 😉